NIEOCZEKIWANE ROZWIĄZANIA – PRACA ZE SNAMI (PODŚWIADOMOŚĆ WIE NAJLEPIEJ)

„Podejmując wysiłek zmiany napotykamy dwa podstawowe problemy. Pierwszym jest nasza wiedza i stosunek do różnych części nas samych. Wierzymy w demokrację, tylko na zewnątrz. Wewnątrz natomiast dyskryminujemy wszystkie nasze dziecięce części, takie jak nienawiść, zazdrość, egotyzm, seksualizm czy ambicja. Potępiamy je i tłumimy. Musimy jednak pamiętać, że każda część odłączona od nas teraz, uderzy w nas później, występując przeciwko ustalonemu porządkowi. Każde tzw. zło wypchnięte z procesu pierwotnego (tego, co świadome i z czym pragniemy się utożsamiać) w końcu zaskoczy nas i opanuje, zakłócając relacje z innymi. Jeżeli nie jesteśmy otwarci na wszystkie części nas samych, nie będziemy w stanie ich zmienić, a wtedy one zmienią nas! Zawładną nami tak, jak obalony niegdyś tyran opanowuje z z powrotem swój kraj. Brak otwartości w stosunku do wszystkich części nas samych w nieunikniony sposób prowadzi do wojny (…) To, że bywamy dziecinni, uczuciowi, zazdrośni czy zranieni należy lub przynajmniej powinno należeć do obrazu nas samych.

Innym niezwykle ważnym czynnikiem, który wiąże się z przeprowadzeniem procesu zmiany, są nasze przekonania, sposób, w jaki spostrzegamy świat, a także uczucia, które do świata żywimy. Czynnik ten nazywam problemem postawy terapeuty. Jest to problem zarówno religijny, jak i naukowy.

(…)

Najistotniejszą zasadą jest to, by nie wtrącać się w sprawy natury. Pamiętam mężczyznę żonatego z alkoholiczką, która go biła, ubliżała mu przy ludziach i gorąco nienawidziła. Skarżył się na swoją sytuację, więc oczywiście poradziłem mu, aby stanął do walki o swoje prawa. Nie dowierzałem sobie jednak, więc poprosiłem go, by – zanim skorzysta z mojej dobrej rady – opowiedział mi swoje sny. Powiedział, że często śni mu się, iż powinien być bierny i nie rozpoczynać walki z żoną!

Minęło wiele tygodni. Mąż, wierny swoim snom, nie okazywał agresji wobec żony. Pewnego dnia, pijana żona przypadkowo spowodowała pożar domu i zginęła w płomieniach. Okazało się (o czym mąż nie wiedział), że posiadała dużą sumę pieniędzy, którą odziedziczył. Wkrótce potem ożenił się ponownie i żył odtąd mniej lub bardziej szczęśliwie! Z historii tej płynie następujący morał: nikt nawet wykształcony i zdolny psycholog, nie zna zrządzeń losu. Zadaniem terapeuty jest nie tylko udzielenie rad, ale także uświadomienie nieświadomego i wiara w to, że życie dokona reszty.”

(cytat: Arnold Mindell – „Śniące ciało w związkach”)

Zauważanie nieświadomego. Wychwytywanie tego, co z zasłyszanego od innych przyjmujesz za swoje. Dostrzeganie swoich indywidualnych potrzeb, ścieżki losu i właściwych tylko dla siebie rozwiązań. Pomaganie w ujrzeniu tego, co nieoczywiste, niekoniecznie zbieżne z uniwersalnymi poradami psychologicznymi i coachingowymi. Nasze dusze mają fenomenalne pomysły na szczęście dla siebie. Czasem są one zupełnie spoza rozumu.

Zdjęcie: Derick McKinney (unsplash.com)

MISTRZYNI ŻAŁOBY – JOAN DIDION

Joan Didion 🖤 – 5.12.1934 – 23.12.2021 | MISTRZYNI ŻAŁOBY

Autorka pięciu powieści i dziewięciu książek non-fiction (między innymi „Dryfując do Betlejem”, „The white album”). Najbardziej znana z dwóch książek na temat żałoby, osobistych zwierzeń po śmierci męża i córki, którzy nagle odeszli w tym samym roku – „Rok magicznego myślenia” i „Blue nights”.

Na Netflix można zobaczyć dokument o Joan, która odeszła niemal rok temu… Pisarka została doświadczona śmiercią swojej najbliższej rodziny.

„Żałoba to miejsce, które się poznaje dopiero, gdy się tam dotrze.

Wiemy, że ktoś nam bliski może umrzeć. Spodziewamy się szoku, ale nie spodziewamy się zdruzgotania, przetrącenia ciała i umysłu.

Oczekujemy załamania, depresji, żalu po stracie, nie spodziewamy się, że oszalejemy i w nadziei, że mąż wróci, kupujemy mu buty.

Nie jesteśmy przygotowani na nieobecność, na trwająca pustkę. Nieprzerwaną serię momentów, w których w pełni doświadczamy poczucia beznadziei.

– Musiałam to spisać, bo nikt mi nie mówił, jak to jest. Tak radziłam sobie ze stratą, ale nie planowałam tego.”

(Cytat z filmu „Wszystko w rozpadzie” – Netflix)

Ps. kolor literek na okładce „The Year of Magical Thinking” układa się w imię John. Imię ś.p. męża Joan.

MISTRZYNI ŻAŁOBY, Kroniki Akaszy, ustawienia systemowe, rodowe traumy, terapia, szamanizm
Mistrzyni Żałoby
Źródło: Internet

UZDRAWIANIE SIEBIE A NIEUNIKNIONA CIEMNOŚĆ/ZŁO/CIERPIENIE/ŚMIERĆ

Pamiętam, jak bardzo poruszyła mnie historia/legenda/relacja z życia Buddy, gdy byłam w szkole podstawowej. Oglądałam film z Keanu Reeves „Mały Budda” Bertolucciego, w którym Keanu-Budda wychodził z pałacu i przekonywał się, że istnieją bieda, choroba, śmierć, cierpienie. I był w szoku.

I tak sobie myślę, że często mamy w sobie ten pałac, przestrzeń, część, która myśli, że hej! mnie zło ominie!, ja się mu wymknę! I za murem pałacu jest ten moment życiowy/ doświadczenie, w którym boleśnie zderzamy się z tym, co nieuniknione. Jeśli nie w nas, bo akurat jesteśmy zdrowi, szczęśliwi, to u bliskich (śmierć, choroba, straty). A ostatecznie wszyscy staniemy przed perspektywą starości i/lub śmierci.

Jak bardzo chcemy wierzyć w złote metody, ścieżki ku szczęściu, lekarstwa, które na zawsze odsuną od nas ból? Jak bardzo chcemy mieć wszystko pod kontrolą?

Niedawno oglądałam przekazy z Kronik Akaszy Matiasa de Stefano w filmie na Gaia.com, w którym opisuje on strukturę świata (bardzo polecam, bo jest to holistyczna i prosto opisana seria przekazów – dobrze zwizualizowana, robiąca duże wrażenie) i Matias mówi tam o Samsarze, o kole materii, które, gdy już zataczamy krąg i dopełniamy w doświadczeniu pełne 360stopni, to punkt początkowy przesuwa się o stopień w prawo, tym samym uniemożliwiając nam pełny obrót. Więc znowu zataczamy krąg, ale okręg znowu się przesuwa. W ten sposób nigdy nie dopełniamy całości, ale cały czas kroczymy do przodu. Zgodnie z tym przekazem – nigdy nie osiągamy w tym wymiarze pełni doskonałości. Lucyferyczna niedoskonałość umożliwiająca ciągły rozwój, nigdy pełnię. W buddyzmie to jest obrazowane wozem, na którym jedziemy, posuwamy się naprzód, ale jedno koło zawsze turkocze. 😁 

Lucyferyczna materia zawsze wyrywa nam z rąk ten ideał, o którym marzymy, ale jednocześnie nigdy nie zastaliśmy go, gdyż trudno jest nam sobie wyobrazić nieskończoność w idealnym świecie. I tak już po prostu jest na tym świecie – jak mówią mędrcy np. buddyści, choć czasami potrzebujemy powalczyć i znaleźć swój własny wyjątek od tej reguły. Co oznacza w praktyce, że nigdy się nie przepracujemy psychologicznie, nigdy nie uzdrowimy, nigdy nie będziemy nieśmiertelni, wiecznie bogaci i młodzi. Zmiana jest nieunikniona. Są tylko chwile ukojenia, chwile spełnienia, które poprzedzają kolejne impulsy do działania, zmiany, ruchu.

W długoletniej praktyce „pracy nad sobą” istnieje podobna pułapka – często w procesie terapii dochodzi się do punktu rozczarowania, gdy „ciągle coś” wychodzi i proces samodoskonalenia siebie samej/ego i swojego życia nigdy się nie zakończy. Zaczynamy sobie uświadamiać, że dotychczas nieświadomie dążyliśmy do całkowitego końca cierpienia, które o dziwo nie następuje.

Momentem spotkania z przemijaniem jest moment uświadomienia sobie braku wiecznej przyjemności i wiecznego niezmiennego w kształcie szczęścia.

I to oznacza też, że recepty na stałe i w 100% skuteczne uzdrowienia nie istnieją.

To po co iść na terapię? Po co korzystać z usług ezoterycznych? Po co dążyć do oświecenia poprzez medytacje?

Czasem myślę, że między innymi po to, żeby w tej drodze na hałaśliwym wozie nie być samej/samemu albo po to, żeby mniej się tym zepsutym kołem martwić/ złościć i nie udawać, że go nie ma. A może w rytm tego turkotania śpiewać swoją piosenkę? Dla otuchy, dla lepszego zrozumienia, dla głębszego czucia swojej różnorodności. Dla poznania strategii, jak lepiej reagować, gdy jest trudno…

Autor grafiki: Kreskonauta