Znalezienie komfortu w pracy to jedno z najważniejszych zadań w naszym życiu na tej planecie.
Pieniądze są ważne.
Nieustawanie w znalezieniu przyjemnego zarobkowania jest ważne.
Szukanie odpowiedniej harmonii między przychodem a zadowoleniem z tego, co się robi jest ważne.
Nie ma jednego przepisu na szczęśliwe zarobkowanie dla wszystkich. To, co dla Ciebie jest stresujące, dla drugiego może być przyjemnym napięciem. To, co dla Ciebie jest wolnością, dla drugiego będzie pułapką.
Czasem chodzi o znalezienie w sobie miejsca, które pozwoli Ci poczuć się harmonijnie w okolicznościach, w których jesteś.
Czasem chodzi o to, żeby poszukać i odkryć w sobie tożsamość, która pozwoli Ci znaleźć nowe sposoby w Twoim życiu na zdobywanie pieniędzy.
Wyzwanie ma wiele imion.
Życie w nas się zmienia. To, co działało kiedyś, nie musi działać teraz.
Najważniejszy jest swobodny przepływ życia w takiej jakości, jaka dla Ciebie będzie odpowiednia. Dzisiaj i tam, gdzie jesteś.
W zależności od sytuacji, w której jesteś, można skorzystać z pomocy w kryzysie zawodowym i potrzebie zmiany sposobu zarobkowania. Dobrym sposobem będzie ustawienie biznesowe, Kroniki Akaszy czy terapia, by przyjrzeć się przekonaniom, sposobom odczuwania i automatycznym schematom.
Praca, w której jesteśmy to część większej całości. Relacji, samooceny, poczucia bezpieczeństwa, otwartości serca i zaufania do świata, (nie)przepracowanych traum, wiary w swoje kompetencje, granice i dostęp do odwagi.
Radzenie sobie z sytuacjami, które wymagają od nas podjęcia nowej drogi poza sferą komfortu – to kompetencja, której nie uczy się nas w szkole. To kompetencja przedsiębiorcy – podejmowania inicjatywy, uczenia się nowych rzeczy, niezależności w myśleniu i podejmowaniu działania, często mimo stresu, niepewności i sinusoidalnej nadziei.
Zapraszam Cię na spotkanie, jeśli potrzebujesz wsparcia w tym zakresie.
Zdjęcia: Avi Richards i Johan Mouhet, unsplash.com.
„Zrozumiałam, że zmiany zachodzą bez naszej zgody. Tak u roślin, jak i u mnie. Po prostu zachodzą. I wtedy stajemy się inni…
Jest tyle pomysłów, rzeczy, ludzi, dróg do wyboru. Zaczynałam wierzyć, że pasjonujemy się czymś, bo potrzebujemy zawężania naszego postrzegania”
(Meryl Streep w filmie „Adaptacja” z 2002r.)
Gdy brakuje nam pasji i poczucia sensu życia, szukamy Przeznaczenia, które powinniśmy odkryć i sądzimy, że dotychczas nam się to nie udało.
A co jeśli Powołania nie ma? Jeśli nie ma Przeznaczenia przez duże P?
Co jeśli są drogi bliższe sercu albo te bezpieczniejsze dla umysłu, co jeśli jest wiele potencjalności w nas do odkrycia, które wzajemnie się wykluczają i zmuszają nas do wyboru między tym, co da nam więcej przyjemności, światła, miłości a tym, co napina, złości, stresuje, kumuluje nasze zmęczenie…?
Czy czujesz, że droga, którą podążasz, jest dla Ciebie najlepsza? Czy chcesz zmienić tor swojego życia?
Zapraszam na zdalne odczyty Kronik Akaszy, jeśli chcesz pogłębić swoje rozumienie własnych decyzji i to, co możesz więcej, inaczej.
A poniżej fragment jednego z moich ukochanych filmów – „Adaptacja” z 2002 roku – w którym bohaterowie szukają swojej pasji, drogi życiowej i szczęścia. Tęsknią za pasją życia. Jak owady poszukują kwiatów, w których zakochują się na chwilę, zapylają je w miłosnym uścisku, by lecieć dalej i nieświadomie przyczyniać się do rozkwitu życia. Jeśli nie znasz tego filmu, gorąco polecam.
Moje ulubione cytaty z książki „Szamańska Choroba” Jacka Hugo-Bader’a:
„Każdy szaman ma swoją własną drogę do szamaństwa, każdy na swój sposób przechodzi szamańską chorobę. To może być choroba ciała, choroba psychiczna albo duszy, a więc jakaś magiczna przemiana, do której doprowadza pogmatwane życie, sytuacja bez wyjścia, tragiczna. Straszna po prostu. Nawet alkoholizm może być szamańską chorobą, doświadczenie więzienne, wojna, śmierć bliskich, narkotyki… Nieważne, co to jest, ważne, żeby było intensywne. I żeby bolało. Każdy jakoś jest doświadczany, poddawany próbie, przymuszany przez duchy, los czy też przeznaczenie, aby wstąpił na tę drogę. Potem duchy otwierają mu trzecie oko, którym można spojrzeć albo w głowę innego człowieka, w jego myśli albo w inne światy. Te obok nas, równoległe, w których mieszkają nieziemskie istoty. Są szamani, którzy popatrzą na człowieka i od razu wszystko o nim wiedzą, znają jego przeszłość i przyszłość, ale nawet dla nich nie jest to żaden dar, tylko przekleństwo.”
„Szamańskiej rodzinie dawany jest tylko jeden dar, który może przechodzić na wnuka, córkę, syna, siostrę albo brata, ale nawet więzy krwi nie ratują następcy od choroby szamanskiej. Swoje musi przejść. Przecierpieć.”
„Potrzebowałem miesiąca, żeby to zrozumieć. Żeby nie chcieć za dużo, nie szarpać się, nie napinać, nie walczyć, nie wypruwać żył, nie gnać na złamanie karku, niczego nie robić na siłę i za wszelką cenę. Dotarło to do mnie dopiero tutaj, na Ałtaju. Potrzebny był miesiąc, żeby zwyczajny człowiek z Europy zrozumiał, co to znaczy, że droga sama prowadzi. W miejsca, które są dla ciebie otwarte. Gdzie masz być, a te, które są dla ciebie zamknięte, to choćbyś się oblał benzyną i podpalił, to i tak tam nie dotrzesz.”
„Ale nim dotarli do przełęczy, Daniił orientuje się, że idą na zatracenie, przychodzi bardzo gwałtowne załamanie pogody. Zrywa się lodowata burza śnieżna, do tego mróz, wichura, a na rozbicie namiotów nie ma miejsca, czasu ani siły. Daniił zbija dzieciaki w gromadki i owija w płachty namiotów, jak może, podtrzymuje je na duchu, żeby przetrwały jakoś do rana, ale przecież wie, że na tej wysokości pogoda nie poprawi się pewnie przez wiele dni, a już następnej nocy dzieci zaczną umierać z wychłodzenia jedno po drugim. – Sytuacja bez wyjścia – opowiada Daniił – ani do przodu ani do tyłu, kończy się jedzenie, nie ma czego pić. Zrywam się o czwartej nad ranem, brnę w zadymce na przełęcz i padam na kolana. Do tego dnia żyłem jak zwykły chłopak zapatrzony w ideały wielkiego października, kosmomolec, sekretarz organizacji partyjnej na moim roku, absolutny ateista… Po prostu czterdziestoletni człowiek radziecki, chociaż Ałtajec, a teraz padam na kolana i zaczynam się modlić. Pierwszy raz w życiu, do tego w moim języku, a nie po rusku, do moich duchów i duchów tego miejsca, tej przełęczy, gór, całego Ałtaju… I nagle czuję wielkie ciepło płynące z ziemi do moich kolan, bioder, piersi i wyżej, chociaż wszędzie śnieg i mróz, a ta straszna czarna kopuła burzowych chmur nad moją głową gwałtownie się rozstępuje. Po prostu jak na filmie, robi się widno, jakby ktoś chwycił kotarę i gwałtownym ruchem odsłonił okno albo scenę. Huragan odlatuje w stronę królewskiej góry Biełuchy, a chwilę później pojawia się słonce.Byli uratowani. W pół dnia przewaliło się na drugą stronę przełęczy i zeszli do doliny.Tak Daniił narodził się jako szaman. – I zrozumiałem, co to jest siła modlitwy. Modlitwy czystego serca! A czyste serce masz tylko wtedy, kiedy grozi ci śmierć. Bo modlitwa musi mieć moc, żeby cię duchy usłyszały – mówi Daniłł. – Przecież to kiedyś byli normalni ludzie, mogą nie słyszeć, bo harmider wokół nich okropny, wszyscy gadają, czegoś chcą, proszą, jęczą, zrzędzą.. Ale jak w słowach będzie moc, na pewno zwrócą na ciebie uwagę.”
„Andriej twierdzi, że nawet najpodlejsze ludzkie życie ma więcej smaku niż życie duchów. Bogów nawet. Bo będąc tylko ludźmi, możemy jednak popatrzeć, posłuchać, powąchać, posmakować, dotknąć… Kochamy się, śmiejemy, płaczemy, odczuwamy gorycz, utratę, szczęście… Czujemy! A w górnym i dolnym świecie nie ma tego wszystkiego. Tam jest bez emocji. Bogowie nie przeżywają, nie cierpią, a więc i nie kochają. Nie są szczęśliwi. Ale i nie nieszczęśliwi.- Co ty pleciesz?! – protestuję. – Opowiadasz o bogach jak o sztucznej inteligencji.- Jak wchodzę w anganalny trans, wpuszczam w siebie ducha. to patrzę na te wszystkie istoty, rozmawiam z nimi i widzę, że one nie rozumieją emocji – wyjaśnia szaman Andriej. – Nie wiedzą, dlaczego ten człowiek płacze, dlaczego się śmieje, jest szczęśliwy. Oni nie rozumieją, co my czujemy. Szaman im musi wszystko tłumaczyć. A potem tłumaczy człowiekowi ich przekaz.”
(„Szamańska choroba” – Jacek Hugo-Bader. Autor w tym reportażu zawarł zwierzenia i spotkania z szamanami Rosji – południowo-wschodnia Rosja, głównie przy granicy z Mongolią)
„BÓJ SIĘ I RÓB” ORAZ RADZENIE SOBIE ZE STRESEM to najszybsze sposoby na to, żeby przestać słuchać siebie. Od wczesnych lat szkolnych edukacja i kapitalizm oparty o ideę wzrostu i wszelkie „coraz więcej” uczą nas, że życie bez stresu jest niemożliwe. Uczy się nas, jak ignorować lęk i nie słuchać go. Bać się i działać mimo to. Nic dziwnego. System szkolny i większość prac, które wykonujemy są stresujące. Bez uczniów i pracowników wykonujących to, czego się od nich oczekuje, system by padł. Mówię tu o stresie powodowanym przez to, jak działamy i jakich „wyzwań” się podejmujemy, czując, że „nie ma przecież innej drogi”. Wielu z nas poddaje się treningowi i walczy o najlepsze oceny, najlepiej zdane matury, najlepsze uczelnie, najwyżej płatne prace, awanse, podwyżki, zagraniczne wakacje, własne mieszkania, większe mieszkania, domy, domki za miastem, większą popularność, oryginalność, wyróżnienie się, …
Ale… Czy rzeczywiście życie bez stresu jest niemożliwe? I nie mówię tu o naturalnych, wiecznych, losowych sytuacjach, jak śmierć bliskiej osoby, śmiertelne/chroniczne choroby nasze lub bliskich, dotkliwe straty i rozstania. W końcu są to przemyślenia człowieka Zachodu w dniach pokoju.
Mówię o stresie, który wybieramy, podążając za ambicjami i marzeniami, które niekoniecznie wynikają z naszego serca, ale właśnie z ambicjonalnego głosu tzw. superego, opartego o „muszę”, „bez tego będę nikim”, „bez tego moje życie nie będzie nic warte”…
A ciało do nas mówi. I lęk do nas mówi. Często mówią, że tego nie chcą. Mówią do nas napięciami, chorobami, mandatami za przekroczoną prędkość, wypaleniem zawodowym, niechęcią do życia, depresją.
Gdy jedna Twoja cześć bardzo czegoś chce, a inna bardzo się boi, pijesz kawę, sięgasz po cukier i używki, czasem leki psychotropowe, idziesz na kolejną imprezę w piątek. To są Bogu ducha winni i skuteczni towarzysze, którzy dają wytchnienie w sytuacjach stresu, bo przecież decydujesz się nie słuchać lęku i sięgać po swoje plany.
Często mówi się, że stres i lęk są atawistyczną, czyli jakby nieadekwatną, jak kość ogonowa, reakcją na zagrożenie. Bo przecież jaskiniowcy, spotykając w lesie zagrażające zwierzę, uciekali, więc potrzebowali wyrzutu adrenaliny. Uciekali. A dlaczego my przestaliśmy uciekać i udajemy, że to, co wybieramy jest wyzwaniem, a nie zagrożeniem, ze stresem trzeba sobie radzić? Dlaczego zaczęliśmy przekłamywać to, czego doświadczamy?
LĘK MOŻE BYĆ INFORMACJĄ, ŻE COŚ JEST NIE TAK, A TA DROGA, MIEJSCE LUB LUDZIE NIE SĄ DLA CIEBIE. POTRZEBUJEMY PRZESTAĆ TRAKTOWAĆ LĘK I STRES JAKO PROBLEM SAM W SOBIE. POTRZEBUJEMY ZACZĄĆ SŁUCHAĆ LĘKU JAK PRZYJACIELA. NAUCZYĆ SIĘ Z NIM BYĆ, BEZ DALSZEGO SIĘ TRIGGEROWANIA.
Proponuję Ci eksperyment – przyjrzyj się, proszę, obszarom/działaniom/ projektom w Twoim życiu i zobacz, które Cię stresują. Jaki głos namawia Cię, żeby przy nich trwać? Co każe Ci nie słuchać głosu lęku? Wokół których z nich pojawia się najwięcej sięgania po chwile wytchnienia zmieniające stan świadomości (np.używki)?
Większość z nas, mieszkańców Zachodu, skutecznie zinternalizowała kapitalizm i często płynie on w naszych żyłach. Ale serce, gdy oczyścić je z krwi, jest białe. Świetliste. Chce tego, co sprawia radość, relaksuje i daje szczęście.