BYCIE ZALEŻNYM JEST NIEMODNE

Kibicuję wszystkim, którzy pragną obfitości finansowej i niezależności finansowej, szczególnie kobietom ze względu na ich rangę w patriarchalnym świecie i tradycji polskich.

Chcę jednak poruszyć problem lęku przed byciem zależnym.

ZALEŻNOŚĆ OD INNYCH objęta świadomością i docenieniem na pewno jest bardzo rozwojowa dla osób, które większość dorosłego życia uczyły się nadmiernej niezależności i dążyły do skrajnej samodzielności.

Zwykle dążenia do niezależności uczy się poprzez stawanie się kimś innym niż Rodzic, który tej niezależności nie miał – słabszy Rodzic uzależniony finansowo, decyzyjnie, mieszkaniowo od swojego partnera/partnerki. Na przykład córka patrzy na swoją mamę, która jest przemocowo uzależniona finansowo od swojego męża. Mówi sobie wtedy „nigdy nie będę jak moja matka”. Nie chcę doznawać przemocy finansowej.

Taki rodzaj zależności Rodzica skleja się w umyśle dziecka z BEZRADNOŚCIĄ. Bezradnością w znaczeniu nieumiejętności wprowadzenia zmiany/podjęcia działania, nawet wtedy, gdy są ku temu możliwości (wyuczona bezradność ze słynnego eksperymentu ze zwierzątkami, które karane dość długo, nie uciekały, nawet gdy otwierano im klatki). Dla wielu osób bycie zależnym oznacza właśnie bycie bezradnym i bezsilnym.

Nadmiarowe dążenie do bycia wolnym i niezależnym jest modne – mam tu na myśli model „walki” przy unikaniu słabości i zależności za wszelką cenę. Ma to walory zabezpieczania się na „wszelkie” wypadki. W swoim cieniu taka postawa może natomiast nie sprzyjać długim relacjom, bliskości, budowaniu długich i głębokich doświadczeń, zobowiązań. Nieświadome dążenie do nadmiernej kontroli nad swoim życiem sprzyja też powstawaniu silnego napięcia między PLANEM I WYOBRAŻENIEM JAK MA BYĆ VS JAK JEST. Co nieustannie motywuje do zmian, zmieniania, poprawiania, ciągłego uzdrawiania, w pętli powtórzeń. Łatwiej chcieć coś zmienić niż zaakceptować czy tolerować to coś, czyli po prostu pozwolić czemuś być.

Ale… w rzeczywistości jest przecież tak, że:

  • W bliskiej relacji zależymy od emocji i decyzji bliskich.
  • W pracy zależymy od tego, jak pracują i funkcjonują inni, …
  • Prowadząc firmę, zależymy od tego, ilu klientów zgłosi się do nas po usługę/ produkt, od opinii i woli wielu osób.

Będąc cielesnym, zależymy od obecnosci lub braku chorób. A przyczyn wielu z nich nadal nie znamy. Nawet jeśli uznajemy je za psychosomatyczne/genetyczne czy rodowe, dojście do tej przyczyny, która z nami rezonuje, i tak nie gwarantuje, że wyzdrowiejemy. A czasem jest tak, że symptomy i choroby zmuszają nas do zmian – albo zrobisz tak, albo nadal będziesz chory (zbuntowane ciało).

Mieszkając w danym kraju, zależymy od woli głosującej większości współobywateli.

Żyjąc po prostu, zależymy od Losu, synchroniczności, nagłych końców i początków.

Tak sobie myślę, że to ważne czasem uznać w sobie zależność i dać jej przestrzeń. Uznać zależność bez odbierania sobie mocy, siły, swojego zdania, przestrzeni i radości bycia sobą. I to połączenie w praktyce może nie być proste. Bo przecież nie chcemy być bezradni. Jest też trudne w dobie ezoteryki, która sprzedaje samą siebie jako narzędzie do osiągnięcie ciągłego szczęścia, zdrowia, wewnętrznego światła. Trudne w czasach, gdy wierzymy, że sky is the limit, a wszystko zależy od nas…

Przychodzą mi takie zdania:

Zależę od innych i Losu, jednocześnie mając swoją moc. Świat pełen jest Tajemnicy. Chylę czoła Tajemnicy, chylę czoła swojej wyjątkowości, jednocześnie kłaniam się sieci współzależności, w której żyję. Chcę odróżniać to, na co mam wpływ i poddać się temu, na co wpływu nie mam.

(Podobne do modlitwy AA, która ma silne pole i w moim odczuciu prostą mądrość).

Jak to widzisz?

Ps.: W ramach praktyki pogłębiania uznania dla zależności, zamieniłam niedawno,po 5 latach, samochód na pociąg, oddając kierownicę i pedał gazu komuś innemu. 🌞

zdjęcie: unsplash.com

„BÓJ SIĘ I RÓB” ORAZ „PORADŹ SOBIE ZE STRESEM”, CZYLI SPOSÓB NA TO, JAK PRZESTAĆ SŁUCHAĆ SIEBIE

„BÓJ SIĘ I RÓB” ORAZ RADZENIE SOBIE ZE STRESEM to najszybsze sposoby na to, żeby przestać słuchać siebie. Od wczesnych lat szkolnych edukacja i kapitalizm oparty o ideę wzrostu i wszelkie „coraz więcej” uczą nas, że życie bez stresu jest niemożliwe. Uczy się nas, jak ignorować lęk i nie słuchać go. Bać się i działać mimo to. Nic dziwnego. System szkolny i większość prac, które wykonujemy są stresujące. Bez uczniów i pracowników wykonujących to, czego się od nich oczekuje, system by padł. Mówię tu o stresie powodowanym przez to, jak działamy i jakich „wyzwań” się podejmujemy, czując, że „nie ma przecież innej drogi”. Wielu z nas poddaje się treningowi i walczy o najlepsze oceny, najlepiej zdane matury, najlepsze uczelnie, najwyżej płatne prace, awanse, podwyżki, zagraniczne wakacje, własne mieszkania, większe mieszkania, domy, domki za miastem, większą popularność, oryginalność, wyróżnienie się, …

Ale… Czy rzeczywiście życie bez stresu jest niemożliwe? I nie mówię tu o naturalnych, wiecznych, losowych sytuacjach, jak śmierć bliskiej osoby, śmiertelne/chroniczne choroby nasze lub bliskich, dotkliwe straty i rozstania. W końcu są to przemyślenia człowieka Zachodu w dniach pokoju.

Mówię o stresie, który wybieramy, podążając za ambicjami i marzeniami, które niekoniecznie wynikają z naszego serca, ale właśnie z ambicjonalnego głosu tzw. superego, opartego o „muszę”, „bez tego będę nikim”, „bez tego moje życie nie będzie nic warte”…

A ciało do nas mówi. I lęk do nas mówi. Często mówią, że tego nie chcą. Mówią do nas napięciami, chorobami, mandatami za przekroczoną prędkość, wypaleniem zawodowym, niechęcią do życia, depresją.

Gdy jedna Twoja cześć bardzo czegoś chce, a inna bardzo się boi, pijesz kawę, sięgasz po cukier i używki, czasem leki psychotropowe, idziesz na kolejną imprezę w piątek. To są Bogu ducha winni i skuteczni towarzysze, którzy dają wytchnienie w sytuacjach stresu, bo przecież decydujesz się nie słuchać lęku i sięgać po swoje plany.

Często mówi się, że stres i lęk są atawistyczną, czyli jakby nieadekwatną, jak kość ogonowa, reakcją na zagrożenie. Bo przecież jaskiniowcy, spotykając w lesie zagrażające zwierzę, uciekali, więc potrzebowali wyrzutu adrenaliny. Uciekali. A dlaczego my przestaliśmy uciekać i udajemy, że to, co wybieramy jest wyzwaniem, a nie zagrożeniem, ze stresem trzeba sobie radzić? Dlaczego zaczęliśmy przekłamywać to, czego doświadczamy?

LĘK MOŻE BYĆ INFORMACJĄ, ŻE COŚ JEST NIE TAK, A TA DROGA, MIEJSCE LUB LUDZIE NIE SĄ DLA CIEBIE. POTRZEBUJEMY PRZESTAĆ TRAKTOWAĆ LĘK I STRES JAKO PROBLEM SAM W SOBIE. POTRZEBUJEMY ZACZĄĆ SŁUCHAĆ LĘKU JAK PRZYJACIELA. NAUCZYĆ SIĘ Z NIM BYĆ, BEZ DALSZEGO SIĘ TRIGGEROWANIA.

Proponuję Ci eksperyment – przyjrzyj się, proszę, obszarom/działaniom/ projektom w Twoim życiu i zobacz, które Cię stresują. Jaki głos namawia Cię, żeby przy nich trwać? Co każe Ci nie słuchać głosu lęku? Wokół których z nich pojawia się najwięcej sięgania po chwile wytchnienia zmieniające stan świadomości (np.używki)?

Większość z nas, mieszkańców Zachodu, skutecznie zinternalizowała kapitalizm i często płynie on w naszych żyłach. Ale serce, gdy oczyścić je z krwi, jest białe. Świetliste. Chce tego, co sprawia radość, relaksuje i daje szczęście.

Z miłością. ❤️

zdjęcie: unpsplash.com