PROBLEMY W RELACJI INTYMNEJ, W PRACY, CZYLI ZNOWU CI RODZICE?

W ostatnim tygodniu miałam nagłe telefony wieczorową porą z prośbą o odczyty Kronik Akaszy. Uwielbiam takie gorące ad hocowe prace. Jest w takich prośbach duża potrzeba zmiany, energia i motywacja zmiany. Niewygoda emocjonalna albo trudność w decyzji. Odwaga!

Zostać czy odejść ze związku?
Co zrobić z trudnymi klientami/szefem?
Dlaczego tracę pracę?
Wciąż się kłócę z partnerem/partnerką.

W zalążku obrazu, jaki często wyłania się w takich sytuacjach, pokazuje się WAŻNA dziecięca rana i trudne sytuacje z wczesnych lat życia. Strategie radzenia sobie w sytuacji przemocy lub obojętności.

Dziecko w nas potrzebuje zobaczenia, powrotu do tamtej sytuacji, uzdrowienia sytuacji nadużyciowych i bolesnego zaniedbania dziecięcych potrzeb.

Pole rany konstruuje w dorosłym życiu takie sytuacje, które powielają sytuacje z przeszłości, a dorosły w nas czuje się zagubiony i potrzebuje zrozumieć, dlaczego takie trudności się zdarzają.

TO MOŻNA UZDRAWIAĆ I OŚWIETLAĆ ŚWIADOMOŚCIĄ I NASZĄ MIŁOŚCIĄ TU I TERAZ

W takiej sytuacji wspólnie z Klientem/Klientką wędrujemy do przeszłości, dajemy Dziecku z Wtedy możliwość kwantowego ukojenia, wprowadzamy ratownika/wypowiadamy ukryte, zabieramy z trudnego miejsca do teraz. Uwalniamy emocje.

Pole dziecięcych ran ma często wiele warstw i może się przejawiać wielokrotnie i nie jest wstydem wracać do niego wielokrotnie w różnych kawałkach i odsłonach, mimo przebytych terapii.

Twój umysł potrzebuje zrozumieć, tak!
Twoje wewnętrzne dziecko potrzebuje ukojenia, wysłuchania, tak!
Twoje tu i teraz może być lżejsze, tak!

Zdjęcie: Ricardo Moura, unsplash

MĄDROŚĆ (NIE)ZMIENIANIA SIEBIE

„To nie jest żaden plan zbawienia, nie chodzi o to, byśmy starali się stać lepszymi, niż jesteśmy. (…)

Otóż, po pierwsze, chęć zmieniania siebie jest zasadniczo formą autoagresji. Po drugie, tak się składa – szczęśliwie czy nie – że w naszych słabościach jednocześnie zawiera się nasza wspaniałość. Nasze neurozy i nasza mądrość są utkane z tej samej materii.”

Pema Chödrön – „Mądrość nieuciekania”

Jeśli chcesz się zmienić, to jest ok. Zanim jednak zabierzesz się za reperacje… zapraszam Cię do zobaczenia tego, dlaczego chcesz się zmienić i dla czego/kogo nie chcesz już być taki, jak teraz.

Czasami chęć zmiany jest sposobem na odcięcie się od części siebie. Czasami jest chęcią dopasowania się do innych/sytuacji, bo wydaje nam się, że inaczej nie da się żyć.

Czasami jednak pragnienie zmiany jest chęcią powrotu do siebie i pragnieniem, by właśnie porzucić maski i przestać udawać być tym, kim się nie jest. Dla dobra sprawy. Dla pieniędzy. Dla innych.

Zdjęcie: Henry and Co., unsplash.com

KRYTYK WEWNĘTRZNY

Krytyczne myśli o sobie samym czasem nie pozwalają nam ruszyć z miejsca i oddalają nas od spokoju i harmonii. Oddzielają od miłości do siebie.

Pierwszy trop. Czasem krytyk wewnętrzny przejawia się w krytykowaniu osób/sytuacji na zewnątrz. Krytykujemy innych za to, że robią coś niedoskonale lub postępują w niewłaściwy dla sytuacji i oczekiwań sposób. Gdy jednak przyjrzeć się temu dokładniej – często krytykujemy innych tak samo, jak siebie samych w swoim umyśle.

Drugi trop. Krytykowanie siebie samego/samej za krytykowanie to już za dużo. Pragnę jednak podsunąć pewną hipotezę – czasem krytykowanie innych może być objawem nieuznania pewnych jakości w sobie. Innymi słowy – to, co krytykujemy w innych, jest nieprzyjęte przez nas w sobie. W ten sposób projektujemy na zewnątrz negatywne ocenianie niektórych jakości, które najczęściej też posiadamy, ale upychamy je w sobie zdala od własnych i cudzych oczu. Tak łatwiej. To jak nieświadome posiadanie listy tego, co lubimy i tego, czego nie lubimy, a to, czego nie lubimy, łatwiej zobaczyć w innych.

Często jest tak, że krytykowane przez nas zachowania innych mogą nam dużo powiedzieć o tym, czego w sobie nie obejmujemy empatią i czułym zrozumieniem.

Nie tyle chodzi o to, żeby przestać krytykować. To niemożliwe i niepotrzebne. Chcę Cię raczej zaprosić do przyglądania się temu, co:

  • myślimy o sobie i swoich zachowaniach
  • wypowiadamy na swój temat
  • myślimy o innych
  • mówimy, gdy plotkujemy o innych
  • krytykujemy jawnie, feedbackując innych.

W pewnym sensie – wszystko jest w nas i o nas.

Preferowanie jednych jakości nad innymi to właściwość ludzkiej percepcji. Ocenianie i wartościowanie jest rodzajem filtra.

Jest natomiast możliwe, żeby wpływać na hierarchie w swoim mentalnym świecie poprzez przytulanie w sobie kolejnych trudnych kawałków. Celem takiej strategii jest stworzenie sobie wewnętrznego świata na kształt zbioru różnych jakości – niczym wielobarwnej tęczy. W takiej tęczy każdy kolor jest potrzebny, żaden nie jest lepszy od drugiego.

W pracy na sesjach możemy się przyjrzeć Twojemu krytykowi i temu, co i jak oceniasz. Możemy dostrzec istotę i pochodzenie krytyki, odnaleźć leżące pod nią skarby i tęsknoty, Twoje marzenia i trudne kawałki.

Zdjęcie: Johannes Plenio, unsplash.com

SZCZĘŚCIE

Bert Hellinger: „Szczęście niekiedy się przebiera, ale możemy łatwo je rozpoznać, gdy je spotkamy. Niektórzy ludzie opisują szczęście, nawet to, którego sami nigdy nie zaznali. Nie tylko myślą, że bardzo dokładnie wiedzą, jak wygląda rzeczywiste szczęście, ale piszą nawet grube książki, które inni mają czytać, żeby się dowiedzieć, jak prawdziwe szczęście musi wyglądać. Inni wyruszają więc w drogę z tymi książkami pod pachą, żeby spotkawszy szczęście, móc sprawdzić, czy to aby jest właściwe szczęście. Łatwo sobie wyobrazić, co z tego wynika, albowiem szczęście rzadko toleruje coś takiego.

Ze szczęściem jest jak z pociągiem. Jeśli pociąg znajdzie się na właściwym torze, wtedy jedzie i jedzie, i jedzie.

Niektórzy tak szybko biegną za szczęściem, że szczęściu, które ich szuka, trudno ich dogonić i zatrzymać.”

Bert Hellinger „Listy terapeutyczne. Znaleźć to, co działa”

szczęście Bert Hellinger
Zdjęcie: Cristi Ursea, unsplash.com
Skontaktuj się ze mną – Ola Mazaraki

BYCIE ZALEŻNYM JEST NIEMODNE

Kibicuję wszystkim, którzy pragną obfitości finansowej i niezależności finansowej, szczególnie kobietom ze względu na ich rangę w patriarchalnym świecie i tradycji polskich.

Chcę jednak poruszyć problem lęku przed byciem zależnym.

ZALEŻNOŚĆ OD INNYCH objęta świadomością i docenieniem na pewno jest bardzo rozwojowa dla osób, które większość dorosłego życia uczyły się nadmiernej niezależności i dążyły do skrajnej samodzielności.

Zwykle dążenia do niezależności uczy się poprzez stawanie się kimś innym niż Rodzic, który tej niezależności nie miał – słabszy Rodzic uzależniony finansowo, decyzyjnie, mieszkaniowo od swojego partnera/partnerki. Na przykład córka patrzy na swoją mamę, która jest przemocowo uzależniona finansowo od swojego męża. Mówi sobie wtedy „nigdy nie będę jak moja matka”. Nie chcę doznawać przemocy finansowej.

Taki rodzaj zależności Rodzica skleja się w umyśle dziecka z BEZRADNOŚCIĄ. Bezradnością w znaczeniu nieumiejętności wprowadzenia zmiany/podjęcia działania, nawet wtedy, gdy są ku temu możliwości (wyuczona bezradność ze słynnego eksperymentu ze zwierzątkami, które karane dość długo, nie uciekały, nawet gdy otwierano im klatki). Dla wielu osób bycie zależnym oznacza właśnie bycie bezradnym i bezsilnym.

Nadmiarowe dążenie do bycia wolnym i niezależnym jest modne – mam tu na myśli model „walki” przy unikaniu słabości i zależności za wszelką cenę. Ma to walory zabezpieczania się na „wszelkie” wypadki. W swoim cieniu taka postawa może natomiast nie sprzyjać długim relacjom, bliskości, budowaniu długich i głębokich doświadczeń, zobowiązań. Nieświadome dążenie do nadmiernej kontroli nad swoim życiem sprzyja też powstawaniu silnego napięcia między PLANEM I WYOBRAŻENIEM JAK MA BYĆ VS JAK JEST. Co nieustannie motywuje do zmian, zmieniania, poprawiania, ciągłego uzdrawiania, w pętli powtórzeń. Łatwiej chcieć coś zmienić niż zaakceptować czy tolerować to coś, czyli po prostu pozwolić czemuś być.

Ale… w rzeczywistości jest przecież tak, że:

  • W bliskiej relacji zależymy od emocji i decyzji bliskich.
  • W pracy zależymy od tego, jak pracują i funkcjonują inni, …
  • Prowadząc firmę, zależymy od tego, ilu klientów zgłosi się do nas po usługę/ produkt, od opinii i woli wielu osób.

Będąc cielesnym, zależymy od obecnosci lub braku chorób. A przyczyn wielu z nich nadal nie znamy. Nawet jeśli uznajemy je za psychosomatyczne/genetyczne czy rodowe, dojście do tej przyczyny, która z nami rezonuje, i tak nie gwarantuje, że wyzdrowiejemy. A czasem jest tak, że symptomy i choroby zmuszają nas do zmian – albo zrobisz tak, albo nadal będziesz chory (zbuntowane ciało).

Mieszkając w danym kraju, zależymy od woli głosującej większości współobywateli.

Żyjąc po prostu, zależymy od Losu, synchroniczności, nagłych końców i początków.

Tak sobie myślę, że to ważne czasem uznać w sobie zależność i dać jej przestrzeń. Uznać zależność bez odbierania sobie mocy, siły, swojego zdania, przestrzeni i radości bycia sobą. I to połączenie w praktyce może nie być proste. Bo przecież nie chcemy być bezradni. Jest też trudne w dobie ezoteryki, która sprzedaje samą siebie jako narzędzie do osiągnięcie ciągłego szczęścia, zdrowia, wewnętrznego światła. Trudne w czasach, gdy wierzymy, że sky is the limit, a wszystko zależy od nas…

Przychodzą mi takie zdania:

Zależę od innych i Losu, jednocześnie mając swoją moc. Świat pełen jest Tajemnicy. Chylę czoła Tajemnicy, chylę czoła swojej wyjątkowości, jednocześnie kłaniam się sieci współzależności, w której żyję. Chcę odróżniać to, na co mam wpływ i poddać się temu, na co wpływu nie mam.

(Podobne do modlitwy AA, która ma silne pole i w moim odczuciu prostą mądrość).

Jak to widzisz?

Ps.: W ramach praktyki pogłębiania uznania dla zależności, zamieniłam niedawno,po 5 latach, samochód na pociąg, oddając kierownicę i pedał gazu komuś innemu. 🌞

zdjęcie: unsplash.com

RANA UPOKORZENIA I BYCIE SAMYM/SAMĄ DLA SIEBIE OPRAWCZYNIĄ/OPRAWCĄ

Często spotykam na swojej drodze Klientów z doświadczeniami przemocy fizycznej i psychicznej w dzieciństwie. Bardzo mnie porusza towarzyszenie im w drodze uzdrowienia i pokochania siebie. Uzdrowienia ran, na ile to możliwe na dany moment. Rana upokorzenia jest szczególna.

Spotkałam się kiedyś z poglądem, że głębokich dziecięcych ran nie da się zapomnieć, uzdrowić w pełni. Można jedynie spotykać się z nimi w różnych odsłonach i uczyć się zadbać o siebie w tu i teraz, w kontekście tego, co było. Być może to prawda. Rany te bowiem odnawiają się od czasu do czasu, w różnych odsłonach. Nie znaczy to, że nie warto, jeśli to konieczne, intencjonalnie podejmować akcji w celu ich uzdrowienia. To jest droga, która ma cel na horyzoncie. Być może nigdy się tam nie dojdzie, ale warto patrzeć na ten horyzont i w razie możliwości robić kolejne kroki.

To często są graniczne doświadczenia, z którymi jako dziecko nie byli w stanie sobie poradzić bez wsparcia dorosłych. Latami zmuszeni byli funkcjonować w trójkącie oprawcy, ofiary (rodziców) i ratownika, będąc wrzucanym w jedną z tych ról w związku miłosnym miejscu pracy itp. (i to powtarzanie sytuacji traumatycznej zazwyczaj jest powodem szukania pomocy) …

Są to często osoby, które w dorosłości same nie chcą stosować przemocy. Wychowują dzieci bez przemocy, dobrze funkcjonują zawodowo i budują w swoim odczuciu mniej lub bardziej udane relacje miłosne.

Przez wiele lat mają poczucie wybaczenia swoim rodzicom doznanych krzywd. Sytuację z dzieciństwa uważają za przepracowaną lub niemającą wpływu na nich teraz. Nie potrafią złościć się na swoich rodziców albo w ogóle złościć, a w trudnych momentach przejmuje ich silna złość, której nie potrafią sobie wybaczyć. Często też postrzegają samych/same siebie jako silne i sprawcze osoby dobrze radzące sobie z życiem.

rana upokorzenia
Fotografia: pixabay.com/unsplash.com

Co jednak pozostaje/pojawia się trudnego, to:

zaburzenia odżywiania (przejadanie się i/lub drakońskie diety/posty)

– wybuchy gniewu, okresy depresyjne, silny lęk

– uczucie wewnętrznego cierpienia, brak sensu życia, brak celu i umiejętności bycia szczęśliwym- bycie bardziej dla innych niż dla siebie, branie odpowiedzialności za emocje innych, odciążanie innych kosztem siebie i/lub kompulsywne uciekanie w towarzyskie sytuacje

– symptomy fizyczne (autoagresywne choroby układu immunologicznego, nowotwory)

– negatywne myśli i odczucia w stosunku do własnego ciała, brak kontaktu ze swoim wnętrzem i potrzebami ciała

– nienawiść do siebie i niska samoocena

– zmęczenie

– ucieczka w pracę i nadmierna ambicja

– ignorowanie własnych potrzeb/niewidzenie ich- poczucie wstydu wokół autentycznych potrzeb i bycia sobą przy innych

– nieświadome wybieranie pracy, która jest przekraczająca, stresująca i zawiera w sobie element relacji z mobbingującym przełożonym, na którego aprobatę „trzeba” zasłużyć- dążenie do bycia ideałem, nienawistne myśli i emocje do samego siebie, gdy się od niego odbiega

– poczucie wewnętrznego rozbicia na wiele subosobowości, w której łatwo dostrzec figury ofiary, oprawcy i ratownika

– samoobwinianie się

– nieumiejętność bycia słabym, proszenia o pomoc i odpoczywania.

Proces zdrowienia z rany upokorzenia

Proces zdrowienia i dostrzegania w sobie rany jest długi (zwłaszcza, gdy w grę wchodzi rana upokorzenia). Kontaktowanie się z wielokrotnie niewyrażonymi emocjami, głównie lękiem, smutkiem, złością i poczuciem osamotnienia jest ważnym początkiem. Kolejnym krokiem jest dostrzeżenie w sobie trzech figur, którymi bywa się wobec siebie i innych – ofiary, oprawcy i ratownika. To długie, poruszające serce wracanie do siebie, a następnie budowanie siebie na nowo. Powrót do wrażliwości i słuchania siebie. Zadbania o siebie.

Najbardziej istotne jest dostrzeżenie samoupokarzania się i budowanie poczucia bycia ważnym dla samego siebie, tak ważnym, jak może nigdy nie było się dla swoich opiekunów z dziecinstwa.

Jako dzieci przeważnie cierpimy nie ze względu na samo cierpienie, ale SAMOTNOŚĆ CIERPIENIA I BRAK WSPARCIA.

Nieprzyjęty wewnętrznie rodzic oprawca, z którym osoby z tą raną (rana upokorzenia) nie potrafią się zidentyfikować, najczęściej nieświadomie upokarzają siebie we własnej przestrzeni mentalnej – dochodzi do powstania subosobowości (silnego krytyka wewnętrznego) lub/i symptomów i chorób, których ofiarą się czują. Krytyk czy choroba stają na miejscu oprawcy.

Trudne dzieciństwo jest trudnym doświadczeniem i powrót do niego nie oznacza słabości ani użalania się nad sobą. Powrót do trudnych momentów może pozwolić nam zobaczyć w sobie cierpienie i to, kim sami dla siebie się staliśmy. Oznacza większą samoświadomość i kojenie wewnętrznego dziecka, które czeka na opiekę i nie chce być dalej upokarzane dietą, perfekcjonizmem i krytykowaniem samego siebie, udawaniem, że nic się nie stało…

Jeśli mogę Cię wesprzeć w tej drodze, zapraszam do kontaktu w sesjach indywidualnych lub udziału w moich cyklicznych ustawieniach systemowych.

Gorąco polecam też książkę „Bądź sobą. Wylecz swoje 5 ran” – Lise Bourbeau.

Każdego dnia zapytaj siebie, co czułego dzisiaj mogę zrobić dla siebie.

Ps.: Poniżej utwór, w którym słowa pięknie zwracają się do naszego wewnętrznego dziecka.

Z miłością 

Ola Mazaraki

❤️

TANIEC ŻYCIA I ŚMIERCI, CZYLI CHOROBA W UJĘCIU SZAMAŃSKIM

Chciałabym opowiedzieć trochę więcej o jednej z perspektyw, sposobów patrzenia na zjawisko „choroby” (lub też jedną z grup przypadków choroby, którą spotykam u klientów, w swoim życiu i w literaturze). Sądzę, że perspektyw czy dynamik stojących za chorobą jest więcej (gdy pomyśli się choćby o chorujących na śmiertelny nowotwór kilkuletnich dzieciach…).

W tej perspektywie u dorosłego choroba chroniczna/gwałtowna i odczuwana jako zagrożenie życia lub mobilności i swobodnego życia… może być przedstawiana jako:

konflikt dwóch energii – starej i nowej (ujęcie szamańskie i jungowskie/Mindellowskie)

– czyli tej energii, która żyje jak dawniej i tej, która chce czegoś zupełnie nowego w przejawieniu się przez nasze życie…. Ta druga energia to część nas, która była w naszym życiu zbyt długo oddzielona, nierozpoznana, poza naszą tożsamością. Czasem jest ona potrzebna na nowej drodze, aby otworzyć nowy rozdział i zamieniła się w symptom chorobowy. Czasami ta nowa energia, która powoduje konflikt odzywała się w nas za pomocą sygnałów nie tylko w ciele. Czasem poprzez emocje lub sytuacje życiowe.

Niewidziane, niesłyszane energie były już wcześniej.

Ta nowa energia wygląda dla chorego tak, jakby wkradała się do ciała i stawała się czymś, co nam się przydarza i nie jest nasze. W naszym postrzeganiu jest sprawcą i przyczyną nieszczęścia, lęku i zagubienia. A my jej ofiarą.

Podczas gdy medycyna mówi o WALCE z chorobą i broniącym się przed nią ciele, w ujęciu szamańskim chorobę traktuje się jako część naszego wyłaniającego „nowego ja”. Niestety to „nowe ja” niezawsze, a przeważnie bardzo rzadko jest zbieżne z tym, jak byśmy chcieli żyć i funkcjonować w świecie.

Takie doświadczenie bólu i zmian w ciele to informacje, które potrzebujemy z zaciekawieniem poeksplorować, poznać, zidentyfikować i w odpowiednim tempie zintegrować.

Brzmi ładnie w teorii, ale w praktyce eksplorację poprzedza żałoba za starym zdrowym życiem, depresja i bezsilność, złość.

Choroba to znak naszej Duszy/ nieświadomości/ Istoty Potencjału, która mówi nam, nie idąc na kompromisy, że już najwyższy czas na głęboką zmianę na poziomie tożsamości, a tym samym podejmowanych decyzji i wybieranych strategii na szczęście i rozwój.

Taka zmiana nie dotyczy zadania do wykonania, robienia czegoś inaczej, projektu do domknięcia. To jest zmiana Ja, która się zadziewa na najgłębszych poziomach stałej tożsamości.

Zmiana jest szczególnie trudna, gdy kochaliśmy naszą przedchorobową tożsamość, życie, relacje, sposoby osiągania przyjemności i radzenia sobie z przeszkodami. Tę grę w życie już mieliśmy opanowaną i nagle BUM – pojawia się choroba. A… choroba poza naszą wolą zmienia nagle nurt naszej rzeki i… nie wiemy dokąd płyniemy, nienawidzimy choroby i doświadczeń z ciała, jakie nam serwuje, ograniczeń, w które nas wrzuca. To jest mocne Hiobowe „dlaczego ja” i niezgoda na zmianę. I ta niezgoda też jest ważna.

Droga akceptacji zmiany i poddania się zmianie bywa długa i konstruktywnie przeprowadzona ostatecznie może doprowadzić nas do punktu pokory i poddania się temu, co jest poza naszą kontrolą.

Poddani zaczynamy słuchać ciała i doświadczeń w ciele i dostosowywać się do nich.

Wtedy też pojawia się przebłysk głębszej przemiany – alchemii – i powoli budzi się nowa tożsamość.

W poddaniu się chorobie jest ogromna moc samopoznania.

Choroba i ból uczą nas nowego tańca z życiem. Dlatego śmierć i energię zagrażające życiu nazywa się Sprzymierzeńcami, którzy pozwalają nam szukać na nowo coraz większej mocy w sobie i swoim życiu. Budzą nas do życia na nowo.* To trochę tak, jakby powiedziano nam, że został nam rok życia. To tak, jakby zmieniono nam scenerię najbliższego otoczenia, czyli naszego wehikułu na tej planecie, i rzucono nam wyzwanie „a jak poradzisz sobie w takich warunkach?”.

Takie wyzwania to piękne momenty, w których z biegiem czasu… potencjalnie możemy odnaleźć się na nowo albo odkryć diamenty naszej istoty, których nigdy nie byliśmy świadomi. Te wyzwania mogą zmienić nasz światopogląd i pomóc w postrzeganiu świata w zupełnie nowy sposób.

Często jest to samotna droga… Samotne jest doświadczenie choroby i nieuniknionej straty zdrowia i tego, jak było przed chorobą. Tylko Ty jesteś w swojej skórze… Samotne jest doświadczanie zbuntowanego ciała poza kontrolą. Wiedzą to tylko ci, którzy mają już takie doświadczenie za sobą/doświadczają tego teraz. Jeśli to ważne dla Ciebie, mam to doświadczenie i ja.

Zapraszam do kontaktu, jeśli „mierzysz się” z chorobą, bólem, śmiertelnością. Będę zaszczycona móc Ci towarzyszyć w drodze odkrywania Twojego nowego Ja i tego, czym życie chce być dla Ciebie w nowym rozdziale Twojego życia. W takiej drodze być może będzie potrzebnych kilka spotkań, być może dłuższy proces spotykania się w Twojej nowej drodze… w której będę Ci towarzyszyć w odzieraniu Twojej świadomości z kolejnych warstw tematów, schematów i wychodzenia z niespodzianych zakrętów. Na początku drogi możemy ustalić jak często i w jaki sposób będziemy się spotykać.

Mogę się z Tobą spotkać online lub w gabinecie na żywo (Mokotów, Warszawa), gdzie w przyjaznej przestrzeni poprzez rozmowę, medytacje i intuicyjne pogłębianie emocji, ciała i przekonań, będziemy odkrywać źródła i drogowskazy. Twoje diamenty w ciemności choroby. Celem spotkań jest Twoje doświadczenie wglądu, zmiany, zrozumienia. W Twoim tempie.

Co ważne – takie podejście wsparcia w chorobie na sesjach ze mną, nie oznacza odstąpienia od leczenia medycznego, pozwala je uzupełnić i eksplorować doświadczenie choroby i psychiczną stronę schorzenia.

Ps.: W temacie powyżej… Dzisiaj zatrzymał mnie ten trailer, myślę, że wybiorę się do kina na ten film: https://youtu.be/7gn6BLmo5Zw

* Więcej o śmierci jako Sprzymierzeńcu, który pozwala odzyskać moc, można przeczytać np. w „Podróży do Ixtlan” Castanedy. W tym ujęciu śmierć i/lub destrukcyjna energia zmuszają nas do znalezienia tańca, który pozwoli iść do życia i znaleźć swoją realizację. Nie dają wyboru. Gdy znajdzie się taniec i zacznie się tańczyć, śmierć/ destrukcyjna siła oddala się.

zdjęcie: Pixabay